niedziela, 28 lipca 2019

Francuska kwarantanna

Zdecydowanie nie każdą podróż da się zaplanować. Zdarza się, że mimo sprawdzenia wszystkiego przeoczymy jakiś maleńki szczegół, który przewróci nasze plany do góry nogami.
Nie było łatwo, ciężko było nam zaakceptować stan rzeczy który nie dawał nam zbytnio żadnego wyboru. Nie było żadnej opcji oprócz jednej - nie wracamy do domu.



Plan był prosty... wyjeżdżamy rano by po szesnastu godzinach wjechać na prom i popłynąć na wyspy. Wszystko spakowane, lodówka mrozi, wyspani i wypoczęci. Praktycznie gotowi do wyjazdu. Po tak długim czasie jaki spędziliśmy poza wyspami było co zabrać. W sumie mieliśmy wszystko oprócz jednego - chęci powrotu. Przyzwyczailiśmy się do naszej nowej rzeczywistości, do życia które planowaliśmy przez dobre dziewięć miesięcy. W bagażniku znalazło się praktycznie wszystko - te bardzo potrzebne rzeczy jak i te praktycznie w ogóle. Co więc poszło nie tak?

W życiu codziennym jesteśmy bardzo zorganizowani. Pilnujemy terminów i wręcz jesteśmy uczuleni na niepunktualność. Tym razem stres, który wiązał się z powrotem spowodował, że coś przeoczyliśmy. W tak ważnej i dalekiej podróży nie dopilnowaliśmy praktycznie jednej sprawy - a dokładniej jednej daty. Jaki był efekt? Zmarnowane pieniądze na bilet promowy, nerwy, brak snu, zmęczenie i szok. I to niesamowite hasło "kwarantanna".

No cóż, nasza cudowna Lily postanowiła, że wakacje nie mogą się skończyć smutkiem. Byliśmy źli i trochę zdołowani powrotem... mimo, że wiedzieliśmy iż ten dzień nastąpi wcale nie pogodziliśmy się z tą myślą. Okazało się, że w paszporcie Lily widnieje zła data szczepienia na wściekliznę. Zaufaliśmy weterynarzowi i nie sprawdziliśmy co było zdecydowanie naszym błędem. Zamiast 17 widniało 19 czego skutkiem była kwarantanna 21-dniowa. Nasz psiak nie mógł przekroczyć granicy. Oczywistym więc było, że my również przez nią nie przejedziemy ze względu na to, że nie zostawimy jej samej z obcymi ludźmi - taka opcja kategorycznie nie wchodziła w grę.

Tak więc wyobraź sobie ... jest pierwsza w nocy, jesteś w trasie szesnaście godzin i jedyne co marzysz to drzemka na promie a tu wielkie NIC. Jakie więc masz opcje? Cóż, szukanie noclegu we Francji gdzieś niedaleko promu lub udać się do rodziny, która mieszka w Niemczech. Co więc wybierzesz? Na miejscu nie wiadomo gdzie? Czy jazda kolejne cztery godziny w miejsce, które kilka godzin temu mijałeś lecz u osób które znasz?

My zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym. Nie mieliśmy innego wyjścia niż wrócić do Niemiec - inaczej rodzina by nam nie odpuściła. Szczęście w nieszczęściu. Mimo wszystko nie było nam łatwo zwalić się komuś na głowę tak z godziny na godzinę.  Urlop był nieplanowany i do tego z niezbyt wysokim zasobem pieniężnym pomagającym przeżyć co niezbyt pozwalało na wojaże po mieście. Tak więc wyjątkowo jak na nas spędziliśmy prawie całe dwa tygodnie w domu! Aż sama nie mogę w to uwierzyć! Nadrobiliśmy zaległości książkowe, filmowe, uporządkowaliśmy zdjęcia i robiliśmy wiele innych stacjonarnych bzdur na które zwykle albo nie mamy czasu albo nam go zwyczajnie szkoda. Koniec końców co z tego wyszło?

A no wyszło. Wyszło to, że z przyjemnością wracamy na wyspy. Już teraz mamy chęć i w sumie zdążyliśmy powoli zapomnieć jak cudownie było w Polsce. Jesteśmy gotowi na to co na czeka w najbliższych miesiącach. Przy okazji mamy też nauczkę by wszystko, nawet najmniejszy szczególik sprawdzać osobiście. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :)

Tak więc kupujcie bilet i w drogę! Przed podróżą jednak upewnijcie się czy wszystko macie gotowe! :)

Zajrzyj również tu :



Brak komentarzy: