sobota, 16 czerwca 2018

Na przekór nieszczęściu

Od samego początku wiedzieliśmy, że powrót w ukochane miejsce po tak długim czasie jak 6 lat nie będzie łatwy. Po takich wyjazdach nie wiadomo czego się spodziewać ani co dokładnie zastanie się na miejscu. Euforia, która Cię ogarnia potrafi wszystko pokolorować nawet jeśli świat wokół będzie szary i nie przyjemny. My z tym wyjazdem już od samego początku mieliśmy problemy. Do samego wylotu wszystko nam mówiło by tam nie jechać. Mimo to nie poddaliśmy się i mieliśmy również nadzieję, że nasze magiczne miejsce odczaruje złą passę. Niestety dla nas pech dopiero na miejscu pokazał swoje prawdziwe oblicze. Był to jeden z najtrudniejszych wyjazdów na jakich byliśmy...

port d'alcudia, playa, plaża na majorce, plaża w alcudi

Wszystko zaczęło się już dużo przed wyjazdem. Po przylocie na lotnisko w Palmie czekała nas kolejna niespodzianka. Zamówiliśmy hostel na jeden dzień więc szczerze mówiąc nie sprawdzaliśmy opinii - liczyła się tym razem cena. Nie ukrywam jednak, że €46 za jeden nocleg to wcale nie mało więc spodziewaliśmy jakiś normalnych standardów - schludnego pokoju ze wspólną łazienką na korytarzu. Nieźle zdziwieni byliśmy po zobaczeniu w jakich warunkach musimy nocować. Ściany popękane, różnica malowań świeżych i starych, brudno, umywalka którą mieliśmy w pokoju nie dość że nie działała to jeszcze nie było w niej rur (podczas mycia zębów woda wylądowała na podłodze). Łazienka to totalny syf i do tego czynna jedna na całe piętro. Walka o papier toaletowy na porządku dziennym. No cóż, w takich warunkach też trzeba przeżyć. Na to jednak mieliśmy wpływ - tak więc pech tu nie ma z tym nic wspólnego.  Zdecydowanie NIE polecamy Hostelu Terramar w Palmie na Majorce.

Kolejnym punktem podróży była nasza ukochana Alcudia. Hostel ok. Tym razem warunki takie jak się należy. Drugiej nocy jednak mieliśmy niezbyt przyjemną sytuację. Adrian poszedł pod prysznic i podczas próby zamknięcia drzwi szyba dosłownie wybuchła, zamieniła się w drobny mak. On z odłamkami szkła w ciele i w szoku a ja w panice biegająca po piętrach i szukająca pomocy. Nie było to łatwe gdyż nigdzie nie było żadnego numeru kontaktowego a recepcja o drugiej w nocy jest już zamknięta. Udało mi się znaleźć na 4 piętrze drzwi prywatne i tam na szczęście otworzyła mi właścicielka. Co za szczęście. Nie życzę nikomu podobnej sytuacji. Musieliśmy wszystko spakować i w środku nocy przeprowadzać się do innego pokoju. Chyba w życiu tak szybko się nie spakowałam... Najważniejsze jednak, że Adrianowi w sumie nic się nie stało. Szkło nie dostało się do oczu ani nie zrobiło żadnej większej krzywdy. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Mimo wszystko nie mogło nam to zepsuć wyjazdu - czekaliśmy na niego przecież tak długo!

To jeszcze nic! Dwa dni później postanowiliśmy pojechać do Pollença na targ. Słyszeliśmy, że jest najlepszy w okolicy więc czemu nie? Na miejscu było wiele smakołyków oraz ręcznie robionych pamiątek. My nabraliśmy ochoty na orzechy prażone więc kupiliśmy paczkę. Jakąś godzinę później zorientowaliśmy się, że Adrianowi ukradli portfel z plecaka z połową pieniędzy jaką mieliśmy, prawem jazdy oraz kartami bankowymi. Ktoś musiał podejść, otworzyć zamek, wysunąć rękę i wyciągnąć portfel w tym tłumie tak, że nawet nie poczuł. Porażka. W tym momencie to już nam się wszystkiego odechciało. Postanowiliśmy pójść na komisariat i zgłosić ten fakt. Kilka minut po nas było już w środku prawie 10 osób z tym samym problemem. Niezła szajka grasowała w okolicy. Nie mieliśmy ochoty już zwiedzać miasta.

Już nie wspomnę o tym, że spacerując w Port de Pollença mewa spuściła ptasią bombę wprost na Adriana - trafiła 1cm od niego :D hahahaha

Do samego końca mieliśmy nerwy. Nie wiedzieliśmy czy damy radę wrócić z lotniska do domu. Lądowaliśmy o 23.oo a akumulator w naszym samochodzie nie był w najlepszym stanie. Nie posiadaliśmy żadnego numeru na pomoc drogową, nie byliśmy pewni czy lotnisko nam pomoże o tej porze (byliśmy u nich na parkingu) a znajomi też mogą nie mieć czasu w nocy by jechać do nas ponad godzinę. Miałam jednak wielką nadzieję, że wszystko skończy się dobrze i uda nam się bezpiecznie wrócić do domu. Tak też się stało! :)


Zdecydowanie nie każdy wyjazd jest łatwy. Tym razem Adrianowi towarzyszył niezły pech i szczęście jednocześnie. Z pokojem w Palmie mogłoby być jeszcze gorzej, przy prysznicu mogłoby stać mu się coś więcej, zamiast ukraść portfel mogli zabrać nowy telefon itd. Zdecydowanie ktoś nad nami czuwa i pilnuje żeby zbyt duża krzywda nam się nie stała. Pomimo tych wszystkich zdarzeń nie uważamy, że urlop nie był udany. Wciąż kochamy Majorkę i z chęcią w niedalekiej przyszłości na nią wrócimy.

Podróże bywają różne. Każda uczy nas czegoś innego. Z każdej jednak można wynieść pozytywną lekcję na przyszłość. Jesteśmy szczęśliwi, że jesteśmy cali i zdrowi. Zdecydowanie mamy kupiony kolejny bilet lotniczy więc za dwa tygodnie w następną drogę! :)


Więcej o podobnej tematyce znajdziecie poniżej:

Brak komentarzy: