Nie jesteśmy normalni. W sumie nigdy nie uważałam, że
jesteśmy „standardową parą”. Zdecydowanie w wielu aspektach życia różnimy się
od wszystkich znanych nam innych par.
Chęć poznawania świata w naszym przypadku jest sto razy
silniejsza niż zdrowy rozsądek. W sumie, jak tylko zobaczymy jakąś ciekawą dla
nas ofertę praktycznie go tracimy. Tak też było tym razem.
Nie tak dawno temu przeglądając facebooka zauważyłam ofertę
lotów z Ryanair na Maltę. Jak zwykle z ciekawości sprawdziłam z jakiego miasta
oraz czy terminy są dla nas dostępne. Okazało się, że tak i tak – czyli przechlapane.
W tym właśnie momencie próbowaliśmy namówić naszego współlokatora by wspólnie
się tam wybrać. To jedynie trzy dni! Trzy dni wolnego od pracy, świata i
męczącej teraźniejszości. Dokładnie trzy dni tego co najbardziej kocham –
zwiedzania, ciepła i plaży z cudownymi zachodami słońca. W momencie jak Czesiek
się zastanawiał ja już sprawdziłam gdzie jest lotnisko, gdzie i za ile możemy
znaleźć ciekawy dla naszej trójki hotel oraz jak się tam dostać. Podałam mu
kosztorys całej podróży i poinformowałam, że do tej ceny dojdzie tylko koszt
jedzenia – na upartego kupione w Lidlu lub innym osiedlowym sklepie by
zaoszczędzić i tak brakujące pieniądze. Nie ważne dla mnie było, że wyjazd jest
za dwa tygodnie, i że za cztery tygodnie jadę na urlop do Polski. Nie ważne
również było to, że nie mam jeszcze odłożonej kasy na już zaplanowany urlop a
co dopiero na ten wyjazd. Ważne było jedynie to, że jest to super oferta i
możliwość odpoczynku w jak najszybszym terminie. Jak byśmy sobie poradzili?
Naszym cudownym od kilku lat magicznym sposobem – użyciem karty kredytowej. Oh!
Jak ja kocham ten wynalazek :D Przyznam się szczerze, że nie robi mi różnicy
czy spłacam kartę czy odkładam na podróż. W sumie to jednak robi. Główną
różnicą jest to, że gdy spłacam kartę wyjazd już się przeważnie odbył a gdybym
miała zbierać to musiałabym czekać. A tego drugiego bardzo nie lubię.
Nie cierpię planować czegoś w dalekiej przyszłości. „Daleka
przyszłość” potrafi dla mnie oznaczać mniej niż pół roku a co dopiero mówiąc o
planach na kilka lat w przód. Lubię żyć tu i teraz. Korzystać z tego co
przynosi nam dzień, z możliwości które same pukają do naszych drzwi.
I co w końcu z tym wyjazdem? Żeby było śmiesznie – nic.
Zanim Czesiek się zdecydował ostatecznie okazało się, że loty ranne już
wyprzedane a wieczorne niezbyt mi już odpowiadały. Wolałabym być pełne dwa dni
na miejscu niż jeden. Na Maltę pojedziemy więc następnym razem a teraz zostało nam odliczanie do Polski i siedzenie w zimnie.
Więcej o podobnej tematyce znajdziecie poniżej:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz